wtorek, 25 września 2012

Larry shot 4cz.

*CZYTASZ TĄ CZĘŚĆ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!*
2 miesiące później 

   Tak jak było tak jest nadal i chyba nie ma zamiaru się już zmienić. 
Boli, cholernie boli... Brakuje mi go przy każdej sytuacji, wszystko kojarzy mi się teraz z jednym człowiekiem- z Louisem. Miejsca, czynności, słowa, sytuacje... Wszystko przywołuje do niego. Każda chwila z nim była magiczna, no właśnie była. Zaprzepaściłem wszystko, żałuję ale nie przeproszę, nie mam tak właściwie za co. A nawet choćby to mój pieprzony honor mi na to nie pozwoli.
   Teraz chłopacy wiedzą, że między mną a Lou jest coś nie tak. Jednak przeprowadzka Lou była tłumaczona tekstem 'Ell bardzo chciała abym się do niej przeprowadził'. 
   Kolejny wieczór, samotny, przepłakany... 
Leżałem w swojej sypialni na skraju łóżka, z przykulonymi nogami i twarzą w dłoniach, łzy spływały jak szalone, jedna po drugiej... 
Co jakiś czas spoglądam na zdjęcie moje i Lou stojące na szafce nocnej. Wywołuje to we mnie jeszcze większe załamanie emocjonalnie, lecz nie zdejmę go stąd. Nie mogę..
  W pewnym momencie poczułem ciepłą dłoń na moim ramieniu. Wzdrygnąłem się lekko i próbowałem dostrzec kto to, widziałem rozmazaną postać jednak byłem pewien, że to właśnie ON.
-Shh.. Już, spokojnie, cicho.. Wszystko w porządku, jestem przy Tobie
-Lou? Jak, jak się tu dostałeś?- zapytałem zachrypniętym od płaczu głosem 
-Hej! Nie zapominaj, że nadal mam klucze, a teraz chodź tu do mnie- powiedział uśmiechając się przy tym
Od razu wpadłem w jego ramiona i zacząłem jeszcze głośniej szlochać- Przepraszam Hazz. Nie chciałem Cię tak ranić- mówił głaszcząc moje plecy- Brakowało mi Ciebie ale nie miałem odwagi przyjść i przeprosić, ta pieprzona męska duma. Przepraszam...- powtarzał w kółko.
-Lou, tak mi Ciebie brakowało. Dziękuję, dziękuję, że w końcu wybawiłeś mnie z tych katuszy. Przepraszam, nie powinienem tak mówić. Nie wiem co mi strzeliło do głowy. Jak chcesz to bądź z Ell, poradzę sobie- histeryczny potok słów wydobywał się z moich ust
-Spokojnie, teraz jestem już tylko Twój.
-Co?!- oderwałem się od niego 
-Zerwałem z El, faktycznie to naciągająca szmata. Nie jest niczego warta.
-Lou, ja.. ja..- nie dane było mi dokończyć bo Tommo zamknął moje usta subtelnym pocałunkiem. 
-teraz liczymy się tylko my. Rozumiesz Hazz?- pokiwałem głową- Kocham Cię i zawsze tak będzie- zapewnił po czym ponownie złożył pocałunek.
Pieściliśmy swoje wargi z wielką pasją. W pewnym momencie rozwarłem je aby Lou mógł pogłębić pocałunek. Gdy tylko jego język znalazł się w mojej jamie ustnej, zaczęła się walko. Toczyliśmy wojnę o dominecje. Lou popchnął mnie na łóżko i nie zaprzestając całować rozpiął mą koszulę, błądząc dłonią po moim torsie. 
 Niesamowite uczucie które rozpierało mnie od środka było nie do opisania. Tego mi brakowało przez te prawie 3 miesiące. Dotyk, smak, zapach. Te 3 zmyzsły były pobudzone do granic możliwości. Moje szczęście, moja miłość, ta nieodłączna część mnie była ze mną, tu, teraz, w mojej sypialni.
Jest w końcu, cały mój. Już nic nie było w stanie tego popsuć. 
Rozpiąłem jego pasek i ściągnąłem spodnie, następnie bokserki. Wziąłem go do ręki i wykonywałem klarowne ruchy
-Niegrzeczny- wymruczał mi do ucha na co przez całe moje ciało przeszły dreszcze- Szybciej Curly- wyszeptał i przygryzł płatek mego ucha po czym wyznaczył mokrą ścieżkę pocałunków przez szyję, obojczyk, linię szczęki aż do mych ust. Po kilku chwilach kolega Louisa już był w górze. 
Czyli osiągnąłem swój cel. Chwilę później Lou rozpinał moje spodnie, jednocześnie się ze mną drocząc.
Jeździł dłonią po moim podbrzuszu albo łapał mnie w kroki cicho się śmiejąc.
-Lou- wysapałem podirytowany
-Hm..?- Znów wymruczał
-Nie baw się ze mną tylko zrób to- prawie że wykrzyczałem to zdanie
-Ale co?- zapytał zdziwiony
-Zerżnij mnie- złapałem go za rękę i mocno zacisnąłem
-Chcesz tego Curly?- Zapytał delikatnie pieszcząc mojego członka.
-Tak! Proszę, nie dawaj mi czekać, bo nie wytrzymam
Ten tylko się zaśmiał i przerzucił mnie na brzuch
-Curly, ale to będzie boleć, nie chcę sprawiać Ci bólu- powiedział zmartwiony
-Lou, kochanie, nawet nie wiesz ile ja czekałem na ten ból. Proszę, zrób to!
Wtedy chłopak zwilżył palca swoją śliną i zaczął powoli go wkładać, wykonał kilka ruchów i dołożył jeszcze jednego palca
-Lou, proszę!- wykrzyczałem napalony
Chłopak automatycznie wyjął obydwa palce i włożył swojego członka. Powolne ruchy miednicą chłopaka wywoływały u mnie lekkie podniecenie. Jednak to nie to.. Nie tego dziś pragnąłem.
-Szybciej! Pieprz mnie! Lou, kochanie postaraj się! Chcę poczuć Cię we mnie! - wykrzyczałem już trochę zmęczony
-Harry, Ty mój niegrzeczny- wymruczał mi do ucha i z powrotem wrócił do wcześniejszej czynności tylko z 3 razy szybszym tempem. Krzyczałem z rozkoszy kiedy dochodziłem,. To było niesamowite. 
Już po wszystkim chłopak ułożył się obok mnie i muskał dłonią moją klatkę piersiową
-Lou, dziękuję. To było niesamowite. Ty byłeś niesamowity. Dziękuję
-To tak na przeprosiny- pocałował mnie czule- I cała przyjemność po mojej stronie- uśmiechnął się
   Leżeliśmy tak jeszcze kilka dobrych chwil wsłuchując się w swoje przyspieszone bicia serc po czym zasnęliśmy w swoich objęciach. Teraz już nikt nie mógł mi go odebrać. Kocham go i zawsze tak będzie choćby nie wiem co.. 
***
@Monicca1d
THE END 

środa, 19 września 2012

Larry shot 3cz.


   Ponownie wyszedłem i pojechałem do centrum. Przed budynkiem czekał już Nick. Jak zwykle uśmiechnięty pomachał mi na przywitanie.
-Musze kupić buty- stwierdziłem pokazując oderwaną podeszwę.
-No to idziemy. A w ogóle to dlaczego nie pojechałeś z Louisem?- Zapytał zdziwiony
-Ummm...- zawiesiłem się
-Kryzys małżeński?- Bardziej stwierdził niżeli zapytał i poklepał mnie po ramieniu
-Dokładnie.
Udaliśmy się do środka. Pierwszym sklepem jaki odwiedziliśmy był sklep z butami. Od razu poprosiłem sprzedawcę o ten sam  model obuwia który miałem na sobie, zapłaciłem i wyszliśmy. Nick koniecznie chciał zobaczyć pasek który widział w jakimś katalogu od drogiego projektanta. Na moje nieszczęście Louis i Eleanor znajdowali się w owym sklepie. Ell oczywiście wybierała buty a on stał obładowany torbami i patrzył na na nią z politowaniem. Starałem się na nich nie patrzeć jednak marnie mi to wychodziło... Nick prowadził konwersacje ze sprzedawcą na temat jakości i rodzajów ich produktów. A ja? Stałem jak kołek i rozglądałem się po sklepie, kątem oka spoglądając na Lou. W pewnym momencie, nasze spojrzenia się spotkały, kiedy mnie zobaczył jego źrenice rozszerzyły się, mimo iż stałem jakieś 3 metry od niego, widziałem to.
Chcąc 'olać' jego osobę parsknąłem pod nosem i pokręciłem głową. Tą postawą najwyraźniej go speszyłem, ponieważ od razu spuścił głowę . Może w końcu zrozumiał co znaczyły słowa 'naciągająca szmata', przecież doskonale wiem, że Tommo nie miałby serca odmówić kupna czegokolwiek komuś bo pieniądze to u nas nie problem.  A to jest raczej typem człowieka z wielkim sercem.

SOBOTA

   Koncert. Sytuacja z Louisem nadal się nie zmieniła. Nadal nie zamieniliśmy słowa. Staramy się unikać i nie prowadzimy do jakichkolwiek konfrontacji.
   Siedzimy na backstage gdzie styliści i kosmetyczki robią ostatnie poprawki. Każdy z nas odbywa jakiś swój rytuał przed występem.
   Wchodzimy na platformy, oczywiście muszę stać obok Louisa. Wysuwamy się i jesteśmy na scenie. Tłum krzyczy.
Liam zaczyna śpiewać pierwszą zwrotkę What Makes You Beutiful.  Moja kolej.
Zmiana kolejności, stoję obok Zayna. Ukradkiem widzę jak Lou za wszelką cenę chce znaleźć obok mnie. Kolejna piosenka i znów to samo. Przyjazne gesty, uśmiechy i ruchy. Tak jak za dawnych czasów. Nie wiem cz Tommo chciał zachować pozory przed publiką czy serio się stęsknił ale namieszał mi tym w głowie i przez cały występ nie mogłem się skupić.
Po całym show, jak zwykle udaliśmy się do garderoby by przebrać się w 'prywatne'  ciuchy i jechać do domu.
-Harry, Lou?- odezwał się Paul. Od razu spojrzałem na niego a serce przyspieszyło tempa- Pojedziecie do domu razem, prawda ?
-Ummm...- Nie wiedziałem co powiedzieć
-Poradzimy sobie. Z resztą ja i tak jestem umówiony z Ell.
-No dobrze, w takim razie nie zawracam wam głowy. A i tak w ogóle to świetny koncert- uśmiechnął się i wyszedł z pomieszczenia.
   znów te za przeproszeniem zasrane pozory. Co ja sobie myślę? Głupi Harry... Wyszedłem czy prędzej nie żegnając się z nikim i pokierowałem się do samochodu. W domu oczywiście rzuciwszy klucze na blat, od razu położyłem się na sofie i zacząłem płakać... Zawsze robiłem to od czasu kłótni. Nie dawałem sobie już z tym rady, ale najwyraźniej tak jest lepiej. Lou jest szczęśliwy a to jest dla mnie najważniejsze. 
***
@Monicca1d 
 4 i kończymy : )

xxx
-M.

czwartek, 13 września 2012

Larry shot 2cz.


  Opadłem na łóżko i znów się rozryczałem. Żałowałem tych słów, ale musiałem... Chyba miałem ndzieję, że Lou zaprzeczy, lecz nie, nie zaprzeczył, nie przytulił i nie przeprosił.
Słysząc jak Tommo się pakuje miałem ochotę wyjść do niego i odwołać wszystko jednak musiałem być twardy. To trudne ale konieczne.

   Cholera, nawet nie mam się u kogo wyżalić. Nikt nie wie romansie moim i Louisa, dlatego, żeden z chłopaków mi nie pomoże. Musiałem poradzić sobie z tym sam. HARRY DASZ RADĘ- powtarzałem sobie w myślach.

Już w miarę uspokojony, leżałem na kanapie z pudełkiem lodów i oglądałem jakiś bezsensowny teleturniej. W pewnym momencie usłyszałem dzwonek do drzwi. Z niechęcią wstałem i odkluczyłem je. Przed sobą ujrzałem Louisa. Nie wyrażał żadnych emocji.
-Przyszedłem po reszte rzeczy- oznajmił
-Oh- stęknąłem przeciągle i udałem się z powrotem na sofę.
Patrzyłem jak moja miłość odchodzi, było mi cholernie ciężko, ale musiałem to ukryć. Lou kilka razy spojrzał w moją stronę na co ja blado się uśmiechałem. Nie wiem dlaczego to robiłem, może to przez to, iż widziałem jego perfekcyjną w każdym calu twarz?

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ

   Ostatni raz przejrzałem się w lustrze i chwytając kluczyki od samochodu wyszedłem z apartamentu. Podjechałem pod studio nagraniowe. Samochód bruneta stał już na parkingu. Od razu moja mina zrzedła, bo nie zdawałem sobie sprawy z tego, że będę zmuszony do konfrontacji z nim. Wszedłem do gmachu studia i schodami do góry udałem się do *Naszego* pomieszczenia.
Wszyscy już siedzieli i czekali na moje przybycie. Spojrzałem po wszystkich, Liam uśmiechnął się do mnie, Niall jadł kanapkę i raczej nie skupiał się na tym co go otaczało. Zayn gadał przez telefon, a Louis? Louis po prostu siedział i patrzył się w przestrzeń.
Czyżby odczuł brak mojej osoby w swoim życiu? Nieee.. gdyby tak było to odezwałby się przez ten tydzień. Więc to tylko głupie złudzenia.
-To co? Zaczynamy?- zapytał rozentuzjazmowany Paul, na co wszyscy pokiwali głowami.
 Próba jak to próba, przemijała jak zawsze. Z jednym wyjątkiem JA I LOUIS. Nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Nie było żartów, czułych słówek ani nawet prostej wymiany zdań. Zasmuciło mnie to, bo to bolało. Brakowało mi tego ale nic nie mogłem na to poradzić.
-Dobra chłopaki, koniec na dziś, jesteście wolni- oznajmił menager
-To co? Wychodzimy gdzieś?- zapytał Malik pocierając dłońmi.
-Nie, ja dzisiaj nie dam rady- odpowiedziałem równo z Louim
-Macie jakieś wspólne plany?- zapytał niall
-Nie- znów odpowiedzieliśmy razem, po czym spojrzeliśmy po sobie bez okazywania jakichkolwiek emocji.
-Dobra, nie wnikam- Niall zrobił gest obronny.
-Dobra, ja lecę- klasnął w dłonie Tommo- umówiłem się z Eleanor- podkreślił dobitnie ostatnie słowa po czym 'pociągnął mnie z brara' i wyszedł

  Wróciłem do domu. Rzucłem klucze na stół i wykonałem telefon do Nicka.
-Cześć stary, jesteś wolny?
-Zawsze- zaśmiał się- Co tam Curly?- zapytał a ja zadrzałem. Tylko Lou tak na mnie mówił
-Ummm.. Co powiesz na zakupy?- spojrzałem na swoje rozwalone Conversy
-O 15?
-Yhm..- rozłączyłem się i spojrzałem na zegarek. 14:30. Trzeba wyjść żeby być  na 15 w centrum...
***
@Monicca1d
Dobra. Wiem, że beznadziejnie zakończyłam ale don' worry jutro kolejna część. Nieco ciekawsza

xxx
-M.


środa, 12 września 2012

Rozdział 5

   Szliśmy przez centrum miasta, ramię w ramię. Napawaliśmy się błogą ciszą która trwała między nami. Mimo, że w mieście był gwar, ja czułam jak gdybym szła przez cichy pokój w środku nocy, ponieważ zupełnie odcięłam się się od świata.
   ' Kroczysz ulicą dobrze znanego Ci miasta. Idziesz w stronę swojego domu. Wracasz ze spotkania ze swoją drugą połówką. W swoich uszach masz słuchawki, muzyka rozbrzmiewa w Twojej głowie, pod nosem nucisz sobie pod nosem melodię ulubionej piosenki. A z myśli nie możesz wybić sobie swojego partnera. Dzisiaj wyjątkowo romantycznie spędziliście czas, co chwilę wasze wargi stawały się jednością, nawet na moment nie puściliście swoich rąk, czułe słówka nie opuszczały was nawet na sekundę a słowa Kocham Cię były najczęściej wypowiadanymi przez was słowami.
  Jesteś już naprawdę niedaleko swojego miejsca zamieszkania. Wchodzisz w jedną z uliczek. Ciemne raczej mało odwiedzane miejsce. Niestety musisz chodzić tędy, bo jest to o połowę krótsza droga. Szybkim krokiem przemieszczasz się wśród tego nieprzyjemnego otoczenia. W pewnym momencie masz wrażenie, iż ktoś Cię obserwuje.Odwracasz się, jednak nikogo nie ma, przyspieszasz jeszcze bardziej.
  Nagle czujesz ból w klatce piersiowej i nieprzyjemne kłucie w okolicy serca. Opuszczasz głowę, widzisz kawałek zakrwawionego noża który wystaje Ci z ciała, Twoje ubranie jest zabarwione na bordowo, dotykasz dłonią okolice miejsca gdzie znajduje się nóż, czujesz niesamowity ból rozpierający Cię od środka.Widzisz przed oczami mroczki i upadasz. Pod wpływem nacisku ciała o beton nóż się przemieszcza docierając do serca. Jedyną rzeczą o której myślisz jest Twój partner i to jak bardzo ją kochasz, przez chwilę masz przed oczami piękny uśmiech i twarz ukochanej osoby, potem gości tylko ciemność, ból a następnie nicość i błogi spokój...'

-Tiffany, czy Ty znowu wymyślasz te głupoty?- spytał Harry wyrywając mnie jednocześnie z zamyślenia
-Co? Nie, skąd ten pomysł?- skłamałam
-Czy Ty chcesz zrobić ze mnie idiotę?- spytał sarkastycznie
-No dobra, nudziło mi się więc sobie coś wymyśliłam.
-To rozmawiaj ze mną, jeśli nie masz konkretnego tematu, po prostu mów.
-Mhm- przytaknęłam i dalej milczałam
-Może w końcu mi opowiesz przez co tak na prawdę jesteś zrujnowana?
-To chyba nie najlepszy pomysł- stwierdziłam
-Dlaczego?
-Nie odpowiedni czas, miejsce i pora.
-Mówisz tak odkąd się poznaliśmy. Wiesz dobrze, że możesz mi zaufać- zatrzymał się na chwilę i oburącz złapał mnie za ramiona. Spojrzałam na jego przepełnione troską oczy i skinęłam głową
-Dobrze, ale nie teraz. Wolałabym bardziej ciche i spokojne miejsce. Na przykład mój pokój
-Dobrze.
 Po tej wymianie zdań znowu milczeliśmy. Tylko tym razem zastanawiałam się co mu powiem. To naprawdę dla mnie trudny temat. Nigdy z nikim o TYM nie rozmawiałam. Nikt tak naprawdę nie odkrył tego sekretu.
Uczucia które kłębiły się we mnie kłębiły zachowywałam tylko dla siebie. niby nic, normalne problemy, a jednak bolą...
***
@Monicca1D
Kolejny z serii: O boże jaki krótki.
Tak, to moje lekcyjne notatki, także się nie dziwcie. Jutro Larry 2część i nie ostatnia : )

xxx
-M.

wtorek, 11 września 2012

One shot Larry 1cz.


  *TO NIE MA NIC WSPÓLNEGO Z OPOWIADANIEM ! * 

   Znów mi to zrobił. Znów rani, Kolejny raz wychodzi z Eleanor...Wystrojony w garnitur i spryskany moim ulubionym zapachem. Jeszcze się głupio pyta czy dobrze wygląda. Oczywiście, że dobrze, on zawsze wygląda perfekcyjnie, przynajmniej dla mnie..
Wychodząc jeszcze raz przejrzał się w lustrze, przebiegł dłonią po swojej skórze głowy i już chciał ciągnąć za klamkę kiedy zacząłem
-Musisz wychodzić?- Zapytałem prawie szeptem. Brunet zbliżył się do mnie i ujął w dłonie moją twarz, gładząc kciukiem mój policzek
-Harry, jestem umówiony, przecież wiesz, dobrze, że dziś mija rok od kiedy jestem z Ell.
-Proszę- powiedziałem ze łzami w oczach
-Nie mogę, przepraszam- wytarł spływającą łzę z mojego policzka i pocałował w czoło.
-Kocham Cię- wstałem i wtuliłem się w jego tors napawając się jego wonią. Poczułem się jak małe dziecko które wtula się w pierś matki, tak, czułem się przy nim tak bezpiecznie.
-Harry, ja też Cię kocham ale teraz muszę już iść- delikatnie odsunął się ode mnie.
-Lou, kogo bardziej kochasz ją czy mnie?
-Muszę już iść. Będę późno- i wyszedł.
Nie odpowiedział. Byłem pewien, że to JĄ bardziej kocha.
Po tym jak z mieszkania wyszedł Lou, rozkleiłem się po całości. Zachwywałem się jak rasowy gej. Ale co poradzić skoro nim jestem? Nie oszukam nikogo. JESTEM GEJEM, a moją miłością jest Louis William Tomlinson. Nie zmienię tego choćbym chciał.
Lou jest Bi, to fakt, teoretycznie kocha mnie i Ell. chociaż teraz już nie wiem czy jest w nim choć trochę z geja.
Czasem karciłem się w myślach, że jestem gejem a moim obiektem westchnień był właśnie ON.
Położyłem się na kanapie w salonie i pusto gapiłem się w sufit, chcąc uspokoić przyspieszony od płaczu oddech. Myślami odbiegałem do najprzyjemniejszych chwil jakie przeżyłem z Louisem. Wszystkie momenty w jego ramionach. Czułe całusy w usta. Jego wędrówki po moim obojczyku i szyi. Te wspólne noce spędzone w jego objęciach. Całe przegadane ale jednak z nim.

   Podejrzewam, że było gdzieś koło 1 w nocy. Najwyraźniej, zasnąłem w rozpaczy na kanapie bo tam też się znajdowałem. Usłyszałem Louiego który próbował jak najciszej przemieścić się do jego sypialni.
-Lou?- zapytałem zachrypniętym głosem
-Już jestem, chodź spać- kucnął przy mnie i pogładził dłonią moje ramie. Po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz przez co mimowolnie się uśmiechnąłem.
-Przytulisz mnie?- zapytałem naiwnie
-Harry, chodź spać- powtórzył dobitnie.
Znowu mnie olał. Znowu zranił. Wstałem bez słowa i udałem się do swojego pokoju. Zrzuciłem z siebie ubrania i ułożyłem się w łóżku. Z trudem ale zasnąłem.

Następny dzień (rano)

Mimo, że była 11 ja wyglądałem jak widmo, jedząc płatki z mlekiem w kuchni, patrzyłem się w okno. Panorama Londynu była piękna, to fakt, ale to co chciałem zobaczyć to promienną twarz Louisa.
  Dlaczego to akurat w nim się zakochałem? No dlaczego? On jest z Ell i żaden gej nie jest mu do szczęścia potrzebny. Niestety, Harry jest głupi i zawsze wybierze tego niewłaściwego.
  Z zamyślenia wyrwał mnie głos bruneta
-Dzień dobry Curly- przywitał mnie buziakiem w policzek- Co Ty taki niemrawy? Źle spałeś?- zmierzwił moje loki. Pod wpływem jego dotyku zadrżałem.
-Dlaczego mnie ranisz? - zapytałem bez krzty emocji.
-Co?- zdziwił się
-Sprawia Ci to przyjemność? Dobrze się bawisz? To boli, uwierz.
-Możesz mi powiedzieć o co Ci chodzi?
-Nie udawaj głupiego. Najlepiej wyprowadź się do tej naciągającej szmaty i daj mi zapomnieć, chcę jedynie żeby praca nas łączyła. Nic więcej...- odpowiedziałem uniesionym głosem i zamknąłem się w pokoju
-Nie życzę sobie abyś tak mówił o mojej dziewczynie, po za tym dobrze, wyprowadzę się skoro chcesz. Nie będę się narzucać. Jednak pamiętaj, to co mówisz też boli- słyszałem głos Boo zza drzwi.
-To nie ja spotykam się z kimś innym a Tobie daje nadzieję, wiedząc, że mnie kochasz. I to Ty jesteś raniony? Prawda boli, co?
-Przecież dobrze wiesz, że Cię kocham
Wstałem z łóżka i otworzyłem ponownie drzwi.
-Kochasz? Wiesz co to w ogóle znaczy? Ja albo Ell, tylko tyle mam do powiedzenia.
-Harry ja...
-Zniknij i daj zapomnieć. Ja wiem, że Ty wybrałeś Eleanor, nie wiem dlaczego ale okey, szanuję to, a teraz żegnam...- odpowiedziałem oschle i zamknąłem mu drzwi przed nosem.

***
@Monicca1D
1 część za nami, mam nadzieję, że się wam podoba. Jutro dodam 5.

xxx
-M.

środa, 5 września 2012

Rozdział 4

   Ostatni weekend tegorocznych wakacji. Jeszcze kilka dni i zacznę uczęszczać do ostatniej- 3 klasy. Dla każdego ucznia jest to najlepszy okres w dotychczasowym życiu. Imprezy, bal maturalny i na końcu odebranie świadectw i rozpoczęcie nowego- dorosłego życia.
  Osobiście pomimo dużej ilości znajomych, staram się unikać domówek i tego typu imprez.Nie piję, a jak już to bardzo sporadycznie.
   'Ostatnia klasa. Tak naprawdę to Twoja pierwsza tak ''ostra'' impreza. Wiadomo alkohol, narkotyki i dobra zabawa, Pijesz kolejkę za kolejką, mieszasz piwo, wódkę i drinkami. Z każdą kroplą alkoholu stajesz się coraz bardziej śmielszy. W pewnym momencie widzisz dużą grupę gości zebranych przy jednym ze stołów. Podchodzisz, bo jesteś ciekaw co się dzieje. Widzisz, że w grę wchodzą narkotyki. Na twój widok koledzy zaczynają wołać twoje imię i klaskać, podchodzi do Ciebie jeden z nich proponuje owy proszek. Odmawiasz. Wraz z Twoim NIE, wszyscy zaczynają krzyczeć i wyzywać Cię od cieniasów, Ty pod chwilą presji, ulegasz. Gospodarz szykuje dla Ciebie pewne wyzwanie, 3 kreski po 15 cm. Przyjmujesz zadanie bez większego wahania, bo nie chcesz być gorszy. Podchodzisz do stolika, wyciągasz z kieszenie dwudziesto-funtówkę*(nie miałam jak inaczej tego nazwać), którą miałeś wydać na powrót do domu. Zwijasz banknot w wąską rureczkę, nachylasz się nad pierwszą kreską, chwilę się wahasz ale w końcu wciągasz powietrze wraz z proszkiem. Zrobiłeś to, jeszcze 30cm. Drugą wciągasz bez większego strachu. Twoje oczy zaszkliły się od pieczenia w nozdrzach. Przecierasz je wierzchem ręki i zabieracz się za ostatnie 15cm. Całe towarzystwo zaczyna klaskać i Ci dopingować, jesteś przez to jeszcze bardziej zdeterminowany do pokazania, że Ty też potrafisz. Wciągasz. W sumie 45cm drogi do śmierci. Tak, dawka zdecydowanie śmiertelna.
Oczy zaszły Ci mgłą. Substancje z narkotyków weszły w krwiobieg i zmieszały się z wcześniej zażytym alkoholem. Zaczynasz mieć halucynacje. Nic po Tobie nie widać, dlatego impreza trwa dalej. Tylko jeden z kolegów odchodząc od stołu poklepał Cię po ramieniu i posłał uśmiech zdumienia. 

Stoisz i nie możesz się ruszyć. Dopiero teraz doszło do Ciebie to, iż skazałeś się na śmierć. Po chwili chwiejnym krokiem wychodzisz z budynku. Mózg przestaje normalnie funkcjonować. Świat wiruje, nie wiesz co robić, żegnać się ze wszystkimi, dzwonić po pogotowie, czy dać sobie spokój. Decydujesz się na to ostatnie. Słone łzy załamania spływają po twoich policzkach. Wstajesz ze schodów i nie zważając na to, że zataczasz się z jednego końca ulicy na drugi, idziesz, pomimo świadomości, że daleko nie zajdziesz. Po prostu chcesz już zniknąć.
Od wciągnięcia narkotyków minęło niespełna 5 minut. Po przejściu około 10 metrów tracisz panowanie nad własnym ciałem. Upadasz, dusisz się i umierasz. Odchodzisz i już Cię nie ma. To była Twoja pierwsza i ostatnia domówka w życiu...'
    Kolejne słowa zapisane w 'czarnym zeszycie'. Harry prosił mnie abym nie prowadziła tego zeszytu bo to jeszcze bardziej mnie rujnuje. Jednak dla mnie to jak uzależnienie. Staram się ograniczać wycieki z mojej wyobraźni, niestety nie zawsze udaje mi się to utrzymać tylko w mojej głowie. 
Dzwonek do drzwi. Harry. Kto inny jak nie on. 
Wszedł do pokoju i od razu położył się na mym łóżku i spojrzał na biurko 
-Tiffy?
-Hmm..
-Znowu pisałaś- bardziej stwierdził aniżeli zapytał- Prosiłem Cię abyś tego nie robiła- powiedział pozbawiony jakichkolwiek emocji
-Wiem, przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać. Miałam tak genialny pomysł..
-Genialny pomysł?- podniósł się do pozycji siedzącej- Czy Ty się w ogóle słyszysz? Jak można mieć genialny pomysł na śmierć?!- zbuntował się 
-Najwyraźniej jakoś można- odpowiedziałam bez większego zastanowienia
   Zapomniałam wspomnieć. Przez ostatni miesiąc zbliżyliśmy się do siebie z Harrym i jesteśmy dobrymi znajomymi. Jak na razie chłopak nie zwariował przy mnie więc jest okey. Wspiera mnie i troszczy się o mnie, jak na razie dotrzymuje obietnicy. Z dnia na dzień staję się coraz bardziej otwarta na niego i coraz bardziej mu ufam. Poznał się z moimi znajomymi i ogólnie wkroczył w krąg moich przyjaciół. 
-Wyciągnę Cię gdzieś w końcu?- zapytał zmieniając temat
-Gdzieś to znaczy gdzie?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie
-No nie wiem. Kino, kręgle, impreza, spacer, centrum handlowe. Co tylko sobie życzysz 
-Serio chcesz ze mną gdziekolwiek wychodzić? Przecież zanudzisz się na śmierć
-Dobra nie gadaj głupot i żadnych wzmianek o śmierci proszę. Tylko szykuj się i wychodzimy. 
-Mhm... 
Z racji tego, iż było jeszcze ciepło założyłam sukienkę, sweterek i balerinki. Umalowałam się, włosy zostały rozpuszczone. W ciągu pół godziny byłam gotowa
-Gotowa?- skinęłam głową- No to wychodzimy- uśmiechnął się i wyszliśmy z mieszkania. 
***
@Monicca1d
Strój Tiffany: click here
Rozdział krótki i mało treściwy. Zdaję sobie z tego sprawę ale wszystko przez to, że zmieniałam całą treść rozdziału.

xxx
-M.