Jest środek lata. Za oknem deszcz. Ja siedzę i spoglądam na ludzi którzy uciekają do sklepów, samochodów czy domów w celu schronienia się. Na ulicach mimo warunków pogodowych panuje chaos, kierowcy nie zwracają uwagi na ślizgą drogę i jeżdżą nieuważnie. Dziwię się, że większość społeczeństwa ma raczej gdzieś przepisy drogowe, znaki czy bezpieczeństwo w czasie jazdy.
Coś pojawia się na drodze, ty jedziesz z przekroczoną prędkością i niezapiętymi pasami. Uderzasz w drzewo, ponieważ tracisz kontrole nad pojazdem. Z powodu braku pasów uderzasz głową w kierownicę, nacisk jest nasilony ze względu na brak jakiejkolwiek amortyzacji. Jesteś nieprzytomny. Kawałki przedniej szyby są powbijane w twoją głowę i tułów, twoje nogi ugrzęzły, nie masz w nich czucia, ciało krwawi w kilkunastu miejscach. Pod wpływem szoku, bólu i stanu fizycznego twój organizm słabnie z minuty na minutę. Z racji tego, iż jest to mało ruchliwa droga, nie ma kto wezwać pomocy. Potrzebujesz natychmiastowej reanimacji, jednak nie ma nikogo kto mógłby to wykonać. Po kilku dziesięciu minutach, organizm nie jest w stanie bronić się sam dlatego 'poddaje się'. Twój oddech staje się coraz płytszy, puls staje a serce przestaje pompować krew. Umierasz. Przez swoją własną głupotę i nieuwagę.
Te słowa zapisałam w swoim zeszycie, gdzie zapisywałam różne wizje śmierci i nie tylko. Poruszałam tam różne tematy na które chciałam się wypowiedzieć, jednak nie miałam komu. Nie mogłam nazwać tego pamiętnikiem ani niczym takim bo nie pisałam tam jakiś głupot typu co
dzisiaj robiłam czy co moja koleżanka zrobiła a ja nie miałam z kim ją poobgadywać. O nie, tu były zamieszczone wyłącznie moje przemyślenia na różnego rodzaju tematy czy właśnie wizje śmierci jakie nasuwały mi się na myśl.
Zaczęłam pisać kolejne zdania, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Z racji tego iż byłam sama w domu musiałam otworzyć. Wypełzłam z pod koca, zeszyt niedbale rzuciłam na biurko i poszłam do drzwi. Bez zastanowienia odkluczyłam mieszkanie i pociągnęłam za mahoniową klamkę. Przed wejściem stał Harry, chłopak który wczoraj bezczelnie władował się na ‘mój teren'
-Cześć, nie wiedziałem, że tu mieszkasz- zdziwił się- moja mama kazała przekazać to- wskazał na mały pakunek trzymany w drugiej ręce- na przywitanie. Tak więc proszę- dał mi pudełko- i już ci nie przeszkadzam- uśmiechnął się i już chciał odchodzić kiedy powiedziałam
-Wejdziesz?- zapytałam bez żadnych emocji w głosie
-Przesłyszałem się?- opowiedział pytaniem na pytanie
-Nie, zapraszam
Chłopak niepewnym krokiem wszedł do mojego mieszkania.
-Idź do mojego pokoju, a ja zrobię herbaty
-Dobrze, a mogę wiedzieć, dlaczego mnie zaprosiłaś?- zapytał zdziwiony
-Po prostu chciałam Cię lepiej poznać- uśmiechnęłam się
-Tego się nie spodziewałem- powiedział sam do siebie wchodząc do pokoju
Poszłam do kuchni, wstawiłam wodę i wyjęłam ciasto z lodówki, na wyjęte talerzyki ukroiłam po kawałku wypieku mojej mamy. Wlałam wodę do kubków i włożyłam po torebce herbaty. Wszystko położyłam na plastikową tackę i poszłam w kierunku pokoju.
-Przyniosłam jeszcze cia... O mój Boże co ty robisz?- Zapytałam zszokowana gdy zobaczyłam jak Harry kartkuje mój zeszyt i czyta moje chore przemyślenia
-Ja przepraszam, leżał na biurku i byłem ciekaw co tam jest- odpowiedział zmieszany
-Odłóż to na miejsce i zapomnij, że w ogóle coś przeczytałeś- powiedziałam powoli aby nie wybuchnąć
-Obawiam się, że nie zdołam wymazać sobie z pamięci TYCH słów. Ty masz problem i nikomu nie chcesz o nim powiedzieć, dusisz to w sobie przez co jeszcze bardziej Cie nurtuje. Przecież to jest co najmniej dziwne, żeby 18-letnia dziewczyna zapisywała 90- kartkowy zeszyt z wizjami śmierci i wywodami jak to bardzo nie chce żyć. Nie znam Cię ale chciałbym jakoś pomóc- powiedział z wyraźnym zmartwieniem malującym się na twarzy
-Nie musisz mi pomagać. Nie chcę abyś mi pomagał. Po prostu zapomnij albo przyjmij, że to jakaś praca do szkoły.
Nie docierały do mnie te słowa. On chciał mi pomóc. Nie znał mnie a jednak chciał. Nie potrzebowałam pomocy, przynajmniej tak mi się wydawało. Ostatnio nad tym myślałam i uznałam to za śmieszne, aż tu nagle ktoś oferuje mi pomoc..
-Muszę, wiesz co będę przechodził gdy dowiem się, że zrobiłaś jakieś głupstwo, a ja o tym wiedziałem i nic nie zrobiłem? Nie wiem czy jestem pierwszą osobą która się o tym dowiedziała czy po prostu nikt nie chce Cię wesprzeć, ale nie odpuszczę. Nie wiem jak, ale pomogę Ci choćby nie wiem co, słyszysz?- powiedział dobitnie, na co ja tylko odstawiłam tackę i wyszłam bez słowa z pokoju, zamykając się w łazience.
To nie może być prawda, on nie może mi pomóc. Ja sobie z tym nie poradzę. Muszę być w tym sama, nie mogę wciągać w to nikogo innego.
Zsunęłam się po drzwiach i schowałam twarz w dłonie. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że nie mogę dopuścić do tego, żeby ktokolwiek mi pomagał. To było straszne, bo odkąd pamiętam zawsze chciałam żeby ktoś się mną zainteresował. Teraz, kiedy tak się stało ja to odrzucam, bo boję się, że ten ktoś na tym ucierpi i nie daj Boże stanie się taki jak ja. Wtedy już na pewno nie dałabym rady, z myślą, że ktoś przechodzi to samo co ja przeze mnie …
-Tiffany- usłyszałam głos chłopaka- możesz wyjść? Porozmawiajmy, proszę.
-Daj mi spokój i odejdź
-Nie wyjdę stąd dopóki nie porozmawiamy
-Nie musisz mnie uświadamiać, że jestem psychiczna i powinnam być zamknięta w zakładzie psychiatrycznym. Ja to wiem i nie potrzebuję nikogo a już na pewno nie Ciebie- ostatnie słowa wypowiedziałam szeptem, z nadzieją, że Harry ich nie usłyszy
-Nie jesteś psychiczna, tylko zagubiona. Każdy z nas przeżywa wszystko inaczej. Proszę Cię wyjdź z tej cholernej łazienki- pociągnął za klamkę, chociaż dobrze wiedział, iż drzwi są zamknięte.
Wstałam i ze spuszczoną głową otworzyłam. Harry spojrzał na mnie i od razu przytulił. Odepchnęłam go. Nie ufałam mu, nie znałam go i nie wiedziałam czy mam ulec.
Zupełnie nie wiedziałam co mam robić.
-W jaki sposób masz zamiar mi pomóc?- zapytałam spoglądając w przepełnione zielenią oczy chłopaka
-Najpierw muszę Cię lepiej poznać. Musisz mi opowiedzieć co tak na prawdę czujesz i przede wszystkim musisz się otworzyć.
-Nie wiem, czy potrafię, nie wiem czy mogę Ci ufać, nie wiem o Tobie nic, tylko tyle, że mieszkamy w tym samym bloku i to wszystko. Potrzebuję czasu aby się oswoić z myślą, iż ktokolwiek oprócz mnie wie jaka jestem naprawdę i w sumie nie zna mnie od tej drugiej strony, nie zna tego mojego drugiego ‘ja’ które znają wszyscy dookoła mnie. Rozumiesz?- skinął głową- Pewnie teraz w życiu byś nie powiedział, że jestem przepełniona radością chęcią do życia dziewczyną, prawda?- zaprzeczył poruszając głową- No właśnie, poznałeś mnie od tej złej strony, chciałabym to zmienić, chciałabym abyś znał mnie taką jaką znają mnie inni. Szaloną Tiffany która nie przejmuje się tym co dzieje się wokół niej tylko skupia się na dobrej zabawie- wytarłam łzę spływającą mi po policzku.
-Chcę poznać Cię dokładnie taką jaką jesteś, nie chcę abyś udawała kogoś kim nie jesteś
-Ty tego nie wytrzymasz, prędzej czy później stwierdzisz, że na prawdę jestem psychiczna i odwrócisz się ode mnie a kiedy spotkamy się na klatce, Ty spuścisz głowę i będziesz udawać, że tak naprawdę mnie nie znasz.
-Mylisz się, możesz mi zaufać.
-Daj mi czas, teraz tylko tego potrzebuję.
***
Twitter: Monicca1d
cudowneeee *.*
OdpowiedzUsuńcudne ! czekam na kolejny rozdział !;)
OdpowiedzUsuńbardzo mi się podoba wersja pamiętnika T. :) no i cała historia coraz bardziej mnie wciąga, oby tak dalej :)
OdpowiedzUsuń