Jest środek lata. Za oknem deszcz. Ja siedzę i spoglądam na ludzi którzy uciekają do sklepów, samochodów czy domów w celu schronienia się. Na ulicach mimo warunków pogodowych panuje chaos, kierowcy nie zwracają uwagi na ślizgą drogę i jeżdżą nieuważnie. Dziwię się, że większość społeczeństwa ma raczej gdzieś przepisy drogowe, znaki czy bezpieczeństwo w czasie jazdy.
Coś pojawia się na drodze, ty jedziesz z przekroczoną prędkością i niezapiętymi pasami. Uderzasz w drzewo, ponieważ tracisz kontrole nad pojazdem. Z powodu braku pasów uderzasz głową w kierownicę, nacisk jest nasilony ze względu na brak jakiejkolwiek amortyzacji. Jesteś nieprzytomny. Kawałki przedniej szyby są powbijane w twoją głowę i tułów, twoje nogi ugrzęzły, nie masz w nich czucia, ciało krwawi w kilkunastu miejscach. Pod wpływem szoku, bólu i stanu fizycznego twój organizm słabnie z minuty na minutę. Z racji tego, iż jest to mało ruchliwa droga, nie ma kto wezwać pomocy. Potrzebujesz natychmiastowej reanimacji, jednak nie ma nikogo kto mógłby to wykonać. Po kilku dziesięciu minutach, organizm nie jest w stanie bronić się sam dlatego 'poddaje się'. Twój oddech staje się coraz płytszy, puls staje a serce przestaje pompować krew. Umierasz. Przez swoją własną głupotę i nieuwagę.
Te słowa zapisałam w swoim zeszycie, gdzie zapisywałam różne wizje śmierci i nie tylko. Poruszałam tam różne tematy na które chciałam się wypowiedzieć, jednak nie miałam komu. Nie mogłam nazwać tego pamiętnikiem ani niczym takim bo nie pisałam tam jakiś głupot typu co
dzisiaj robiłam czy co moja koleżanka zrobiła a ja nie miałam z kim ją poobgadywać. O nie, tu były zamieszczone wyłącznie moje przemyślenia na różnego rodzaju tematy czy właśnie wizje śmierci jakie nasuwały mi się na myśl.
Zaczęłam pisać kolejne zdania, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Z racji tego iż byłam sama w domu musiałam otworzyć. Wypełzłam z pod koca, zeszyt niedbale rzuciłam na biurko i poszłam do drzwi. Bez zastanowienia odkluczyłam mieszkanie i pociągnęłam za mahoniową klamkę. Przed wejściem stał Harry, chłopak który wczoraj bezczelnie władował się na ‘mój teren'
-Cześć, nie wiedziałem, że tu mieszkasz- zdziwił się- moja mama kazała przekazać to- wskazał na mały pakunek trzymany w drugiej ręce- na przywitanie. Tak więc proszę- dał mi pudełko- i już ci nie przeszkadzam- uśmiechnął się i już chciał odchodzić kiedy powiedziałam
-Wejdziesz?- zapytałam bez żadnych emocji w głosie
-Przesłyszałem się?- opowiedział pytaniem na pytanie
-Nie, zapraszam
Chłopak niepewnym krokiem wszedł do mojego mieszkania.
-Idź do mojego pokoju, a ja zrobię herbaty
-Dobrze, a mogę wiedzieć, dlaczego mnie zaprosiłaś?- zapytał zdziwiony
-Po prostu chciałam Cię lepiej poznać- uśmiechnęłam się
-Tego się nie spodziewałem- powiedział sam do siebie wchodząc do pokoju
Poszłam do kuchni, wstawiłam wodę i wyjęłam ciasto z lodówki, na wyjęte talerzyki ukroiłam po kawałku wypieku mojej mamy. Wlałam wodę do kubków i włożyłam po torebce herbaty. Wszystko położyłam na plastikową tackę i poszłam w kierunku pokoju.
-Przyniosłam jeszcze cia... O mój Boże co ty robisz?- Zapytałam zszokowana gdy zobaczyłam jak Harry kartkuje mój zeszyt i czyta moje chore przemyślenia
-Ja przepraszam, leżał na biurku i byłem ciekaw co tam jest- odpowiedział zmieszany
-Odłóż to na miejsce i zapomnij, że w ogóle coś przeczytałeś- powiedziałam powoli aby nie wybuchnąć
-Obawiam się, że nie zdołam wymazać sobie z pamięci TYCH słów. Ty masz problem i nikomu nie chcesz o nim powiedzieć, dusisz to w sobie przez co jeszcze bardziej Cie nurtuje. Przecież to jest co najmniej dziwne, żeby 18-letnia dziewczyna zapisywała 90- kartkowy zeszyt z wizjami śmierci i wywodami jak to bardzo nie chce żyć. Nie znam Cię ale chciałbym jakoś pomóc- powiedział z wyraźnym zmartwieniem malującym się na twarzy
-Nie musisz mi pomagać. Nie chcę abyś mi pomagał. Po prostu zapomnij albo przyjmij, że to jakaś praca do szkoły.
Nie docierały do mnie te słowa. On chciał mi pomóc. Nie znał mnie a jednak chciał. Nie potrzebowałam pomocy, przynajmniej tak mi się wydawało. Ostatnio nad tym myślałam i uznałam to za śmieszne, aż tu nagle ktoś oferuje mi pomoc..
-Muszę, wiesz co będę przechodził gdy dowiem się, że zrobiłaś jakieś głupstwo, a ja o tym wiedziałem i nic nie zrobiłem? Nie wiem czy jestem pierwszą osobą która się o tym dowiedziała czy po prostu nikt nie chce Cię wesprzeć, ale nie odpuszczę. Nie wiem jak, ale pomogę Ci choćby nie wiem co, słyszysz?- powiedział dobitnie, na co ja tylko odstawiłam tackę i wyszłam bez słowa z pokoju, zamykając się w łazience.
To nie może być prawda, on nie może mi pomóc. Ja sobie z tym nie poradzę. Muszę być w tym sama, nie mogę wciągać w to nikogo innego.
Zsunęłam się po drzwiach i schowałam twarz w dłonie. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że nie mogę dopuścić do tego, żeby ktokolwiek mi pomagał. To było straszne, bo odkąd pamiętam zawsze chciałam żeby ktoś się mną zainteresował. Teraz, kiedy tak się stało ja to odrzucam, bo boję się, że ten ktoś na tym ucierpi i nie daj Boże stanie się taki jak ja. Wtedy już na pewno nie dałabym rady, z myślą, że ktoś przechodzi to samo co ja przeze mnie …
-Tiffany- usłyszałam głos chłopaka- możesz wyjść? Porozmawiajmy, proszę.
-Daj mi spokój i odejdź
-Nie wyjdę stąd dopóki nie porozmawiamy
-Nie musisz mnie uświadamiać, że jestem psychiczna i powinnam być zamknięta w zakładzie psychiatrycznym. Ja to wiem i nie potrzebuję nikogo a już na pewno nie Ciebie- ostatnie słowa wypowiedziałam szeptem, z nadzieją, że Harry ich nie usłyszy
-Nie jesteś psychiczna, tylko zagubiona. Każdy z nas przeżywa wszystko inaczej. Proszę Cię wyjdź z tej cholernej łazienki- pociągnął za klamkę, chociaż dobrze wiedział, iż drzwi są zamknięte.
Wstałam i ze spuszczoną głową otworzyłam. Harry spojrzał na mnie i od razu przytulił. Odepchnęłam go. Nie ufałam mu, nie znałam go i nie wiedziałam czy mam ulec.
Zupełnie nie wiedziałam co mam robić.
-W jaki sposób masz zamiar mi pomóc?- zapytałam spoglądając w przepełnione zielenią oczy chłopaka
-Najpierw muszę Cię lepiej poznać. Musisz mi opowiedzieć co tak na prawdę czujesz i przede wszystkim musisz się otworzyć.
-Nie wiem, czy potrafię, nie wiem czy mogę Ci ufać, nie wiem o Tobie nic, tylko tyle, że mieszkamy w tym samym bloku i to wszystko. Potrzebuję czasu aby się oswoić z myślą, iż ktokolwiek oprócz mnie wie jaka jestem naprawdę i w sumie nie zna mnie od tej drugiej strony, nie zna tego mojego drugiego ‘ja’ które znają wszyscy dookoła mnie. Rozumiesz?- skinął głową- Pewnie teraz w życiu byś nie powiedział, że jestem przepełniona radością chęcią do życia dziewczyną, prawda?- zaprzeczył poruszając głową- No właśnie, poznałeś mnie od tej złej strony, chciałabym to zmienić, chciałabym abyś znał mnie taką jaką znają mnie inni. Szaloną Tiffany która nie przejmuje się tym co dzieje się wokół niej tylko skupia się na dobrej zabawie- wytarłam łzę spływającą mi po policzku.
-Chcę poznać Cię dokładnie taką jaką jesteś, nie chcę abyś udawała kogoś kim nie jesteś
-Ty tego nie wytrzymasz, prędzej czy później stwierdzisz, że na prawdę jestem psychiczna i odwrócisz się ode mnie a kiedy spotkamy się na klatce, Ty spuścisz głowę i będziesz udawać, że tak naprawdę mnie nie znasz.
-Mylisz się, możesz mi zaufać.
-Daj mi czas, teraz tylko tego potrzebuję.
***
Twitter: Monicca1d
sobota, 25 sierpnia 2012
czwartek, 16 sierpnia 2012
Rozdział 2
Siedziałam na dachu mojego bloku. Zawsze tam przesiadywałam gdy rodzice prowadzili kłótnie. To miejsce było tylko i wyłącznie moim miejscem. Była to moja kryjówka, miejsce gdzie mogłam chociaż na chwilę zapomnieć o wszystkich problemach, oderwać się od świata i nie myśleć co się wokoło mnie dzieje. Myślami uciekałam tam gdzie na prawdę będzie mi dobrze. Czasami wyobrażałam sobie moją śmierć, z uśmiechem na twarzy "oglądałam" pogrzeb na którym nikogo nie było. Nie to, że nie miałam znajomych czy rodziny, po prostu wiem, że jestem mało ważna i wszyscy wtenczas robiliby co innego, byliby gdzie indziej i nie zaprzątaliby sobie głowy moją osobą. Czasami wyobrażałam sobie jakby to było być sławnym, kochanym przez wszystkich, rozchwytywanym na całym świecie ale przede wszystkim docenianym za to co się osiągnęło. Nie wiem czy chciałabym być takim celebrytą, ponieważ to ma też swoje minusy, na przykład brak prywatności czy mnóstwo fałszywych przyjaciół. Jednak zawsze pozostaje ten wielobarwny życiorys i jakiś sentyment.
Jak zwykle siedziałam na krawędzi dachu gdzie tak na prawdę nie było żadnego zabezpieczenia. Jeden niewłaściwy ruch i już mnie nie ma, spadam około 4-5 sekund. W trakcie lotu najprawdopodobniej mdleje, uderzam o twardy beton znajdujący się przed budynkiem. Z moich uszu leci krew podobnie jak z głowy tylko tam wskutek uderzenia. Ja odchodzę, jeszcze raz unoszę się do góry tylko, że wyżej i wyżej, ponad moje mieszkanie i całe miasto. Siedzę na jednej z chmur i obserwuję tą całą metropolie, ten pośpiech, nienawiść, nieuwagę. Oglądam inne wypadki które mają miejsce na ulicach i w domach. Widzę ludzi którzy dokładnie tak jak ja unoszą się do góry, jedni zmartwieni, drudzy szczęśliwi, że w końcu osiągnęli wymarzony stan. Spoglądam na miejsce mojej śmierci, nadal nikt się nie pojawił. Nic dziwnego. Jak zawsze niezauważalna, a może po prostu inni nie chcą tego zauważyć? Tego nie wiem, wiem że wszyscy moi znajomi i rodzina jest przekonana, że siedzę w pokoju i robię coś bezsensownego. Jednak nie, mnie już nie ma, jestem o krok dalej od nich jestem już tam gdzie nic mnie nie interesuje, gdzie mogę wreszcie poczuć się swobodnie.
Mimo tego ogromu czasu który spędziłam tu, jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się zrobić tego niewłaściwego ruchu. Najwyraźniej ten, tam na górze myśli, iż to nie mój czas. Nie wiem czy robi to z nienawiści czy po prostu szykuje coś wyjątkowego ale serio chciałabym znaleźć się już po tej drugiej stronie. Tam przy nim, u jego boku...
Słuchałam muzyki, rozkoszowałam się dźwiękami melancholijnej piosenki która leciała na moim odtwarzaczu. W uszach brzmiały smutne i powolne akordy gitary, z wersu na wers utwór stawał się coraz bardziej ponury. Nie wiem czy to przez moją interpretacje czy po prostu mój obecny stan nie pozwalał na to aby inaczej to odebrać ale czułam się jakby ta piosenka była napisana do mnie i mówiła ' Nic się nie zmieni, nie masz na co liczyć. Zawsze będzie tak jak jest teraz. Marz sobie ile chcesz a i tak los zrobi co chce ' tak, właśnie to słyszałam. Po policzku spłynęła mi pojedyncza łza, której gorzki smak poczułam kiedy dotarła do moich ust.
Miałam zamknięte oczy, próbowałam wybić sobie tę myśl z głowy, jednak to wprawiło mnie tylko w jeszcze większy płacz. Cicho szlochając, wycierałam rękawem od bluzy mokre i zabrudzone od tuszu policzki. W pewnym momencie poczułam na moim ramieniu czyjąś dłoń. Przestraszyłam się, ponieważ nigdy nie spotkałam tu nikogo. Odwróciłam się ostrożnie i ujrzałam chłopaka, jak na oko był w moim wieku. Ciemne kręcone włosy i intensywnie zielone oczy idealnie komponowały się z jego dość jasną cerą, do tego nasycone różem usta. Miał na sobie jasną koszulkę z jakimś nadrukiem na to granatową marynarkę, rurki z niskim krokiem i białe choć lekko przybrudzone trampki.
-Zdradził Cię?- zapytał jak gdyby nigdy nic
Spojrzałam na niego jak na idiotę i zignorowałam jego pytanie i osobę odwracając głowę. Nie okazując żadnych uczuć, patrzyłam w dal na miasto, mając nadzieję, że zrozumie iż nie potrzebuję tu jego do szczęścia i sobie pójdzie. Jednak chłopak nie dał za wygraną i przysiadł się obok, obserwując każdy centymetr profilu mojej twarzy. Bardzo mnie to irytowało ale musiałam zachować spokój i ignorancje.
-Nie będziesz ze mną rozmawiać? Wstydzisz się? Boisz? Spokojnie, nie mam złych zamiarów- zapewnił- przyszedłem pooglądać zachód słońca
-To sobie oglądaj i daj mi spokój- odezwałam się z nutką goryczy w głosie
-Nie wiedziałem, że jesteś taka nerwowa
-Nic o mnie nie wiesz
-Próbuję to zmienić. Dopiero co wprowadziłem się do miasta, nikogo tu nie znam, i kiedy Cię tu zobaczyłem miałem nadzieję, że się zakolegujemy- wystawił szereg swoich równych i białych ząbków
-Dziwak- skomentowałam.
-Harry, mam na imię Harry
Westchnęłam tylko i pokiwałam głową. Jego osoba mnie intrygowała. Znałam się na ludziach jak nikt. Tylko dziwiło mnie dlaczego jest taki otwarty i co go sprowadza na dach. Przecież nikt 'normalny' tu nie przychodzi. Chyba nie ma takich problemów jak ja. Chociaż powiedział, że przyszedł pooglądać zachód... dziwak- pomyślałam.
Na moje szczęście odechciało mu się rozmowy ze mną i aż do zmroku nie odezwał się ani razu, tylko patrzył się przed siebie i czasami coś nucił, co niezmiernie mnie wkurzało.
Kiedy chłopak wstał pomyślałam- w końcu! Nawet lekko się uśmiechnęłam. Nie wiem dlaczego tak zareagowałam na jego osobę bo przecież zawsze jestem towarzyska i uprzejma. Tak, już wiem. To moja strefa na którą teoretycznie nikt nie ma wstępu.
-Idziesz?- zapytał wystawiając rękę w moją stronę
-Niby dlaczego miałabym iść?- zapytałam
-Jest już późno i ciemno a Ty będziesz siedzieć tu sama?
-Bardzo mi tu dobrze samej. A gdy jest ciemno i późno lepiej się czuję
-Dlaczego?- zdziwił się
-Bo nikt mnie nie widzi- odpowiedziałam bez zastanowienia
-I to ja jestem dziwny?
-Chyba miałeś już iść- przypomniałam mu
-Dobra, skoro mnie wypraszasz to idę, dobranoc...- chciał dokończyć moim imieniem ale go nie znał, rzecz jasna
-Tiffany. Dobranoc- pożegnałam się. Chłopak stał jeszcze chwilę pewnie patrząc na mnie. Kiedy wychodził, słyszałam tylko jak drzwiczki od wejścia zamykają się pod wpływem naciśnięcia klamką
W końcu zostałam sama. Dziwne uczucie siedzieć w takim ważnym miejscu z osobą tak mało ważną. No nic, kiedyś musiał być ten pierwszy raz.
Z racji tego, że dzisiaj było piękne niebo postanowiłam poleżeć i pooglądać gwiazdy. Ostrożnie cofnęłam się i położyłam na środku dachu. Gwiazdy spadały jedna po drugiej. Niesamowicie piękny widok. Pewnie powinnam pomyśleć życzenie. Śmieszne. Chyba musiałyby spaść wszystkie gwiazdy, wraz z księżycem żeby moje życie w końcu nabrało sensu. Nigdy nie wierzyłam w te głupoty. 11:11 ktoś myśli o tobie albo pomyśl życzenie, czterolistna kończyna która przynosi szczęście czy grosik na pomyślność. Jedno wielkie kłamstwo. Przecież to oczywiste, że jakiś przemieszczający się meteoryt czy roślina nie będzie decydować o Twoim życiu.
Leżałam tam do późna myśląc. Myśląc o tym chłopaku. Zaintrygował mnie i zaciekawił swoją osobą. Teraz mi głupio, że go tak olalałam bo przecież on chciał tylko pogadać. Postanowiłam, że jak go spotkam to przeproszę za dzisiejsze zachowanie. Pewnie jutro też się z nim zobaczę więc wyjaśnię mu co nieco.
Z tym genialnym pomysłem wstałam i zeszłam z dachu. Poszłam po schodach do mojego mieszkania, gdzie zastałam standardowy widok, czyli zapłakaną mamę i tatę siedzącego przy stole i spijającego kolejną kolejkę. Jak zwykle wydzierał się na matkę, że ta nic w życiu nie osiągnęła, że nie wychowała dzieci. Tak na marginesie bardzo mi z tego powodu miło, kochany tato. Przeszłam korytarzem zahaczając wzrokiem o
salon gdzie właśnie widniał wcześniej opisany obrazek. Przebrałam się w piżamę, umyłam się i położyłam do łóżka z zamiarem jak najszybszego zaśnięcia.
xxx
Jak zwykle siedziałam na krawędzi dachu gdzie tak na prawdę nie było żadnego zabezpieczenia. Jeden niewłaściwy ruch i już mnie nie ma, spadam około 4-5 sekund. W trakcie lotu najprawdopodobniej mdleje, uderzam o twardy beton znajdujący się przed budynkiem. Z moich uszu leci krew podobnie jak z głowy tylko tam wskutek uderzenia. Ja odchodzę, jeszcze raz unoszę się do góry tylko, że wyżej i wyżej, ponad moje mieszkanie i całe miasto. Siedzę na jednej z chmur i obserwuję tą całą metropolie, ten pośpiech, nienawiść, nieuwagę. Oglądam inne wypadki które mają miejsce na ulicach i w domach. Widzę ludzi którzy dokładnie tak jak ja unoszą się do góry, jedni zmartwieni, drudzy szczęśliwi, że w końcu osiągnęli wymarzony stan. Spoglądam na miejsce mojej śmierci, nadal nikt się nie pojawił. Nic dziwnego. Jak zawsze niezauważalna, a może po prostu inni nie chcą tego zauważyć? Tego nie wiem, wiem że wszyscy moi znajomi i rodzina jest przekonana, że siedzę w pokoju i robię coś bezsensownego. Jednak nie, mnie już nie ma, jestem o krok dalej od nich jestem już tam gdzie nic mnie nie interesuje, gdzie mogę wreszcie poczuć się swobodnie.
Mimo tego ogromu czasu który spędziłam tu, jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się zrobić tego niewłaściwego ruchu. Najwyraźniej ten, tam na górze myśli, iż to nie mój czas. Nie wiem czy robi to z nienawiści czy po prostu szykuje coś wyjątkowego ale serio chciałabym znaleźć się już po tej drugiej stronie. Tam przy nim, u jego boku...
Słuchałam muzyki, rozkoszowałam się dźwiękami melancholijnej piosenki która leciała na moim odtwarzaczu. W uszach brzmiały smutne i powolne akordy gitary, z wersu na wers utwór stawał się coraz bardziej ponury. Nie wiem czy to przez moją interpretacje czy po prostu mój obecny stan nie pozwalał na to aby inaczej to odebrać ale czułam się jakby ta piosenka była napisana do mnie i mówiła ' Nic się nie zmieni, nie masz na co liczyć. Zawsze będzie tak jak jest teraz. Marz sobie ile chcesz a i tak los zrobi co chce ' tak, właśnie to słyszałam. Po policzku spłynęła mi pojedyncza łza, której gorzki smak poczułam kiedy dotarła do moich ust.
Miałam zamknięte oczy, próbowałam wybić sobie tę myśl z głowy, jednak to wprawiło mnie tylko w jeszcze większy płacz. Cicho szlochając, wycierałam rękawem od bluzy mokre i zabrudzone od tuszu policzki. W pewnym momencie poczułam na moim ramieniu czyjąś dłoń. Przestraszyłam się, ponieważ nigdy nie spotkałam tu nikogo. Odwróciłam się ostrożnie i ujrzałam chłopaka, jak na oko był w moim wieku. Ciemne kręcone włosy i intensywnie zielone oczy idealnie komponowały się z jego dość jasną cerą, do tego nasycone różem usta. Miał na sobie jasną koszulkę z jakimś nadrukiem na to granatową marynarkę, rurki z niskim krokiem i białe choć lekko przybrudzone trampki.
-Zdradził Cię?- zapytał jak gdyby nigdy nic
Spojrzałam na niego jak na idiotę i zignorowałam jego pytanie i osobę odwracając głowę. Nie okazując żadnych uczuć, patrzyłam w dal na miasto, mając nadzieję, że zrozumie iż nie potrzebuję tu jego do szczęścia i sobie pójdzie. Jednak chłopak nie dał za wygraną i przysiadł się obok, obserwując każdy centymetr profilu mojej twarzy. Bardzo mnie to irytowało ale musiałam zachować spokój i ignorancje.
-Nie będziesz ze mną rozmawiać? Wstydzisz się? Boisz? Spokojnie, nie mam złych zamiarów- zapewnił- przyszedłem pooglądać zachód słońca
-To sobie oglądaj i daj mi spokój- odezwałam się z nutką goryczy w głosie
-Nie wiedziałem, że jesteś taka nerwowa
-Nic o mnie nie wiesz
-Próbuję to zmienić. Dopiero co wprowadziłem się do miasta, nikogo tu nie znam, i kiedy Cię tu zobaczyłem miałem nadzieję, że się zakolegujemy- wystawił szereg swoich równych i białych ząbków
-Dziwak- skomentowałam.
-Harry, mam na imię Harry
Westchnęłam tylko i pokiwałam głową. Jego osoba mnie intrygowała. Znałam się na ludziach jak nikt. Tylko dziwiło mnie dlaczego jest taki otwarty i co go sprowadza na dach. Przecież nikt 'normalny' tu nie przychodzi. Chyba nie ma takich problemów jak ja. Chociaż powiedział, że przyszedł pooglądać zachód... dziwak- pomyślałam.
Na moje szczęście odechciało mu się rozmowy ze mną i aż do zmroku nie odezwał się ani razu, tylko patrzył się przed siebie i czasami coś nucił, co niezmiernie mnie wkurzało.
Kiedy chłopak wstał pomyślałam- w końcu! Nawet lekko się uśmiechnęłam. Nie wiem dlaczego tak zareagowałam na jego osobę bo przecież zawsze jestem towarzyska i uprzejma. Tak, już wiem. To moja strefa na którą teoretycznie nikt nie ma wstępu.
-Idziesz?- zapytał wystawiając rękę w moją stronę
-Niby dlaczego miałabym iść?- zapytałam
-Jest już późno i ciemno a Ty będziesz siedzieć tu sama?
-Bardzo mi tu dobrze samej. A gdy jest ciemno i późno lepiej się czuję
-Dlaczego?- zdziwił się
-Bo nikt mnie nie widzi- odpowiedziałam bez zastanowienia
-I to ja jestem dziwny?
-Chyba miałeś już iść- przypomniałam mu
-Dobra, skoro mnie wypraszasz to idę, dobranoc...- chciał dokończyć moim imieniem ale go nie znał, rzecz jasna
-Tiffany. Dobranoc- pożegnałam się. Chłopak stał jeszcze chwilę pewnie patrząc na mnie. Kiedy wychodził, słyszałam tylko jak drzwiczki od wejścia zamykają się pod wpływem naciśnięcia klamką
W końcu zostałam sama. Dziwne uczucie siedzieć w takim ważnym miejscu z osobą tak mało ważną. No nic, kiedyś musiał być ten pierwszy raz.
Z racji tego, że dzisiaj było piękne niebo postanowiłam poleżeć i pooglądać gwiazdy. Ostrożnie cofnęłam się i położyłam na środku dachu. Gwiazdy spadały jedna po drugiej. Niesamowicie piękny widok. Pewnie powinnam pomyśleć życzenie. Śmieszne. Chyba musiałyby spaść wszystkie gwiazdy, wraz z księżycem żeby moje życie w końcu nabrało sensu. Nigdy nie wierzyłam w te głupoty. 11:11 ktoś myśli o tobie albo pomyśl życzenie, czterolistna kończyna która przynosi szczęście czy grosik na pomyślność. Jedno wielkie kłamstwo. Przecież to oczywiste, że jakiś przemieszczający się meteoryt czy roślina nie będzie decydować o Twoim życiu.
Leżałam tam do późna myśląc. Myśląc o tym chłopaku. Zaintrygował mnie i zaciekawił swoją osobą. Teraz mi głupio, że go tak olalałam bo przecież on chciał tylko pogadać. Postanowiłam, że jak go spotkam to przeproszę za dzisiejsze zachowanie. Pewnie jutro też się z nim zobaczę więc wyjaśnię mu co nieco.
Z tym genialnym pomysłem wstałam i zeszłam z dachu. Poszłam po schodach do mojego mieszkania, gdzie zastałam standardowy widok, czyli zapłakaną mamę i tatę siedzącego przy stole i spijającego kolejną kolejkę. Jak zwykle wydzierał się na matkę, że ta nic w życiu nie osiągnęła, że nie wychowała dzieci. Tak na marginesie bardzo mi z tego powodu miło, kochany tato. Przeszłam korytarzem zahaczając wzrokiem o
salon gdzie właśnie widniał wcześniej opisany obrazek. Przebrałam się w piżamę, umyłam się i położyłam do łóżka z zamiarem jak najszybszego zaśnięcia.
xxx
-M.
poniedziałek, 13 sierpnia 2012
Rozdział 1
Ciąć czy nie? Połykać czy zostawić? Spadać czy zejść z dachu? Te pytania dręczą mnie nie od dziś ale od ponad 4 lat. Jednak zawsze rezygnuję, czekając na lepsze jutro. Codziennie, czekam i to nic nie skutkuje. Może po prostu się boję? Wątpie. Skoro żyletka nie jest mi straszna a raczej przyjazna, to dlaczego mam się bać przeciąć głębiej i patrzeć jak stużki krwi wydostają się na powierzchnie mojego nadgarstka i w szybkim tępie spływają na ziemię. Z kropli na krople staję się coraz słabsza. Aż w końcu wokół mnie jest pełno bordowego płynu, moje powieki stają się coraz cięższe, język drętwieje, przez głowę przechodzi tylko jedna myśl " znaleźć się po drugiej stronie i nigdy nie wrócić". W końcu tracę ostatnie siły, wypuszczam żyletkę z ręki i wraz z cichym dźwiękiem uderzenia jej o podłogę, wypuszczam z mych płuc ostatni oddech i umieram...
Jeden schemat. Jedno pytanie. Czy warto? Według mnie tak. Według wszystkich innych, to głupota. Jednak wszyscy inni nie przechodzą przez to samo co ja. Nie męczą się ze samym sobą powtarzając w kółko "nienawidzę siebie". Słowa niczym mantra nasuwają mi się o każdej porze dnia i nocy. Nie odstępują na krok, a jeżeli jakimś cudem uda mi się o nich zapomnieć, na mojej drodze zawsze stanie coś co postara się aby mi o nich przypomnieć. Z tym ciężkim stanem psychicznym staram się uporać już długi czas, jednak wszystko zdaje się na nic. Skoro mam probem to dlaczego nie pójdę z nim do psychologa czy terapeuty? Ponieważ konfrontacja z takim człowiekiem prowadzi do dalszego leczenia na terenie zakładu zamkniętego. A za tym idzie jeszcze szybsza śmierć spowodowana totalnym wykończeniem psychicznym. Tak więc w moim przypadku mogę pomóc sobie tylko ja, problem w tym, że nie znalazłam takiego sposobu od lat.
"Świat jest do dupy" - motto niejednego człowieka na Ziemi, ale nie moje, o co to, to na pewno nie. Świat jest piękny, większość ludzi jest wspaniała. To ja jestem nienormalna i nie potrafię poradzić sobie z tak 'błahym' problemem jakim jest nadwaga i problemy rodzinne które nie dotyczą mnie tylko moich rodziców.
Pewnie gdybyście zapytali moich znajomych czy jest coś ze mną nie tak. Odpowiedzieliby z pewnością, że nie. Tak, te wszystkie uczucia, myśli, zamiary, rozmyślenia, teorie kryją się w mojej głowie i nie wypuszczam ich po za nią. Tak więc z pozoru jestem normalna. Zawsze otwarta na nowe znajomości, chętna do pomocy, uczynna, wesoła i szalona. Normalna, prawda?! Jednak to tylko maska. Maska którą zakładam za każdym razem kiedy opuszczam cztery ściany mojego pokoju i mam wyjść 'do ludzi'. Wszystko to dopracowane do perfekcji tylko po to aby nikt nie zorientował się, że tak na prawdę jestem stuknięta.
"Jesteś nienormalna" - pewnie każdy z nas słyszał takie stwierdzenie od swoich znajomych, to nie jest dziwne, bo przecież dobrze wiecie, że oni tylko żartują. Jednak u mnie wygląda to zupełnie inaczej. Kiedy słyszę te słowa, po moich plecach przechodzi lodowaty dreszcz, na rękach pojawia się tak zwana gęsia skórka i
jedno pytanie które dudni w mojej głowie, nie dając spokoju 'Czy zauważyli, że ze mną jest na prawdę coś nie tak?'. Przerażenie to słabe określenie na to co przdchodzę po usłyszeniu tych dwóch prostych słów, bo przecież oni stwierdzają fakty, mimo że zupełnie nieświadomie to jednak najprawdziwsze okrutne fakty.
Zapytacie pewnie przez co rozwinęła się u mnie ta tajemnicza choroba psychiczna. Dlaczego tajemnicza? Bo wiem o niej tylko ja.
Tak na prawdę to wszystko rozwijało się we mnie już od najmłodszych lat, jednak nie do końca wiedziałam, że skończę w takim stanie jak na chwilę obecną. Jednym z powodów dla którego się nienawidzę jest moje ciało. Pracowałam na nie od dziecka jedząc słodycze i niezdrowe jedzenie. Przeraża mnie jego wielkość. Według mnie jest ogromne, obrzydliwe, odpychakące, odrażające i w żadnym, nawet najmniejszym stopniu pociągające. Moim drugim problemem jest rodzina. Zawsze tylko kłótnie, poniżane mnie i wywyższanie się kto jest lepszy. To zdecydowanie obniżyło moje mniemanie o sobie samej. Przez całe dzieciństwo czułam się poniżana przez co moim mottem na jakiś czas stało się zdanie ' po co egzystujesz na tym świecie skoro i tak jesteś najgorsza'. Tak mimo jakichkolwiek osiągnięć w życiu nigdy nie mogłam nacieszyć się nimi z rodziną. Kiedy coś spieprzyłam, to był główny temat w domu ale kiedy coś osiągnęłam nawet nie usłyszałam głupiego 'gratuluję, jestem z ciebie dumny/duumna' w zasadzie to przez to wszystko staciłam całe poczucie własnej wartości. Nie stawiałam w życiu konkretnych celów bo wiedziałam, że i tak tego nie osiągnę, nieważne ile razy będę próbować zawsze coś schrzanie i znajdę się z powrotem na dnie.
Czasami zastanawiam się czy byłaby taka osoba na świecie która mogłaby mi pomóc. Gdy ta myśl przechodzi mi przez głowę zazwyczaj śmieję się z własnej głupoty. Bo przecież jak ktoś obcy, ktoś kto nie wie o mnie nic, jest mi w stajie pomóc, coś zmienić, podbudować moje życie do tego stopnia abym nie musiała się przejmować tym, że gdy wstanę następnego dnia nie będę w stanie ze sobą wytrzymać i po prostu, nadzwyczajniej w świecie skończe z tym światem i pożegnam się z nim słowami ' nigdy więcej'.
Jeden schemat. Jedno pytanie. Czy warto? Według mnie tak. Według wszystkich innych, to głupota. Jednak wszyscy inni nie przechodzą przez to samo co ja. Nie męczą się ze samym sobą powtarzając w kółko "nienawidzę siebie". Słowa niczym mantra nasuwają mi się o każdej porze dnia i nocy. Nie odstępują na krok, a jeżeli jakimś cudem uda mi się o nich zapomnieć, na mojej drodze zawsze stanie coś co postara się aby mi o nich przypomnieć. Z tym ciężkim stanem psychicznym staram się uporać już długi czas, jednak wszystko zdaje się na nic. Skoro mam probem to dlaczego nie pójdę z nim do psychologa czy terapeuty? Ponieważ konfrontacja z takim człowiekiem prowadzi do dalszego leczenia na terenie zakładu zamkniętego. A za tym idzie jeszcze szybsza śmierć spowodowana totalnym wykończeniem psychicznym. Tak więc w moim przypadku mogę pomóc sobie tylko ja, problem w tym, że nie znalazłam takiego sposobu od lat.
"Świat jest do dupy" - motto niejednego człowieka na Ziemi, ale nie moje, o co to, to na pewno nie. Świat jest piękny, większość ludzi jest wspaniała. To ja jestem nienormalna i nie potrafię poradzić sobie z tak 'błahym' problemem jakim jest nadwaga i problemy rodzinne które nie dotyczą mnie tylko moich rodziców.
Pewnie gdybyście zapytali moich znajomych czy jest coś ze mną nie tak. Odpowiedzieliby z pewnością, że nie. Tak, te wszystkie uczucia, myśli, zamiary, rozmyślenia, teorie kryją się w mojej głowie i nie wypuszczam ich po za nią. Tak więc z pozoru jestem normalna. Zawsze otwarta na nowe znajomości, chętna do pomocy, uczynna, wesoła i szalona. Normalna, prawda?! Jednak to tylko maska. Maska którą zakładam za każdym razem kiedy opuszczam cztery ściany mojego pokoju i mam wyjść 'do ludzi'. Wszystko to dopracowane do perfekcji tylko po to aby nikt nie zorientował się, że tak na prawdę jestem stuknięta.
"Jesteś nienormalna" - pewnie każdy z nas słyszał takie stwierdzenie od swoich znajomych, to nie jest dziwne, bo przecież dobrze wiecie, że oni tylko żartują. Jednak u mnie wygląda to zupełnie inaczej. Kiedy słyszę te słowa, po moich plecach przechodzi lodowaty dreszcz, na rękach pojawia się tak zwana gęsia skórka i
jedno pytanie które dudni w mojej głowie, nie dając spokoju 'Czy zauważyli, że ze mną jest na prawdę coś nie tak?'. Przerażenie to słabe określenie na to co przdchodzę po usłyszeniu tych dwóch prostych słów, bo przecież oni stwierdzają fakty, mimo że zupełnie nieświadomie to jednak najprawdziwsze okrutne fakty.
Zapytacie pewnie przez co rozwinęła się u mnie ta tajemnicza choroba psychiczna. Dlaczego tajemnicza? Bo wiem o niej tylko ja.
Tak na prawdę to wszystko rozwijało się we mnie już od najmłodszych lat, jednak nie do końca wiedziałam, że skończę w takim stanie jak na chwilę obecną. Jednym z powodów dla którego się nienawidzę jest moje ciało. Pracowałam na nie od dziecka jedząc słodycze i niezdrowe jedzenie. Przeraża mnie jego wielkość. Według mnie jest ogromne, obrzydliwe, odpychakące, odrażające i w żadnym, nawet najmniejszym stopniu pociągające. Moim drugim problemem jest rodzina. Zawsze tylko kłótnie, poniżane mnie i wywyższanie się kto jest lepszy. To zdecydowanie obniżyło moje mniemanie o sobie samej. Przez całe dzieciństwo czułam się poniżana przez co moim mottem na jakiś czas stało się zdanie ' po co egzystujesz na tym świecie skoro i tak jesteś najgorsza'. Tak mimo jakichkolwiek osiągnięć w życiu nigdy nie mogłam nacieszyć się nimi z rodziną. Kiedy coś spieprzyłam, to był główny temat w domu ale kiedy coś osiągnęłam nawet nie usłyszałam głupiego 'gratuluję, jestem z ciebie dumny/duumna' w zasadzie to przez to wszystko staciłam całe poczucie własnej wartości. Nie stawiałam w życiu konkretnych celów bo wiedziałam, że i tak tego nie osiągnę, nieważne ile razy będę próbować zawsze coś schrzanie i znajdę się z powrotem na dnie.
Czasami zastanawiam się czy byłaby taka osoba na świecie która mogłaby mi pomóc. Gdy ta myśl przechodzi mi przez głowę zazwyczaj śmieję się z własnej głupoty. Bo przecież jak ktoś obcy, ktoś kto nie wie o mnie nic, jest mi w stajie pomóc, coś zmienić, podbudować moje życie do tego stopnia abym nie musiała się przejmować tym, że gdy wstanę następnego dnia nie będę w stanie ze sobą wytrzymać i po prostu, nadzwyczajniej w świecie skończe z tym światem i pożegnam się z nim słowami ' nigdy więcej'.
WITAM
Witam moi kochani. Po pierwsze chciałam zareklamować/polecić dwa blogi jakimi są
Po za tym chciałam podziękować za 2 obserwatorów, mam nadzieję, że będzie Was jak najwięcej a moje opowiadanie przykuje waszą uwagę : )
(przepraszam za literówki)
Kontakt:
Twitter: @Monicca1d
Kontakt:
Twitter: @Monicca1d
xxx
-M.
niedziela, 12 sierpnia 2012
Prolog
Śmierć...Na samą myśl robi się strasznie i tajemniczo, prawda? Jednak
mimo wszelkich tajemnic każdy z nas zazna tego stanu prędzej czy
później. Dlaczego stanu? Dlatego, że nikt tak na prawdę nie wie co
będzie działo się z nami kiedy nasz rodzina i bliscy nas pożegnają a
nasze ciało zostanie złożone w trumnie czy też urnie dobre 3 metry pod
ziemią. Potocznie mówiąc ''pójdziemy'' do nieba, piekła czyśćca? Może po
prostu będziemy czuli jak byśmy spali. Może znowu będziemy żyli tylko w
innym ciele, czymś nowym, czymś co właśnie się rodzi. A może będziemy
mieli czas aby spotkać się z osobami które już odeszły?
Nie wiem. Tego nikt nie wie.
A zastanawialiście się kiedyś nad tym czy ktoś czeka na śmierć? Tak, czeka. Nie chce sam odebrać sobie życia tylko odejść, że tak to ujmę, po Bożemu lub dla ateistów, naturalnie. Pewnie powiecie: Oczywiście, że nie, co za głupie pytanie, kto by czekał na śmierć ?!
Otóż tak, wszystko ma sens, a wy się o tym przekonacie czytając dalszą część mojego opowiadania.
Teraz może trochę miłości ... Jak ona ma się do śmierci?
Na przykład z miłości można odebrać sobie życie
W imię miłości można zginąć
Można bronić kogoś kogo się kocha i w efekcie tego umrzeć.
To tylko nieliczne przykład, ale ani jeden z wyżej wymienionych konkretnie nie nawiązuje do mojej historii.
Tak, to trochę chore żeby pisać o czymś co w ogóle nie ma związku z dalszym ciągiem historii. Ale spokojnie, ja was po prostu naprowadzam.
Teraz myślicie sobie. ze książka będzie jedną wielka sielanką w której któryś z partnerów po kłótni zginie w wypadku samochodowym, albo w jakimkolwiek innym.. Nie, nie, nie kochani, to nie będzie prosty związek, chociaż mimo wszystko czasami będzie aż za słodko, jednak nigdy nie do przesady. Czekajcie na dalszy ciąg i zgadujcie.
* * *
Kontakt:
Twitter:@Monicca1d
xxx
-M.
Nie wiem. Tego nikt nie wie.
A zastanawialiście się kiedyś nad tym czy ktoś czeka na śmierć? Tak, czeka. Nie chce sam odebrać sobie życia tylko odejść, że tak to ujmę, po Bożemu lub dla ateistów, naturalnie. Pewnie powiecie: Oczywiście, że nie, co za głupie pytanie, kto by czekał na śmierć ?!
Otóż tak, wszystko ma sens, a wy się o tym przekonacie czytając dalszą część mojego opowiadania.
Teraz może trochę miłości ... Jak ona ma się do śmierci?
Na przykład z miłości można odebrać sobie życie
W imię miłości można zginąć
Można bronić kogoś kogo się kocha i w efekcie tego umrzeć.
To tylko nieliczne przykład, ale ani jeden z wyżej wymienionych konkretnie nie nawiązuje do mojej historii.
Tak, to trochę chore żeby pisać o czymś co w ogóle nie ma związku z dalszym ciągiem historii. Ale spokojnie, ja was po prostu naprowadzam.
Teraz myślicie sobie. ze książka będzie jedną wielka sielanką w której któryś z partnerów po kłótni zginie w wypadku samochodowym, albo w jakimkolwiek innym.. Nie, nie, nie kochani, to nie będzie prosty związek, chociaż mimo wszystko czasami będzie aż za słodko, jednak nigdy nie do przesady. Czekajcie na dalszy ciąg i zgadujcie.
* * *
Cześć
Mamy prolog, jeżeli się podoba to proszę pisać komentarze i dodawać się do obserwatorów.Kontakt:
Twitter:@Monicca1d
xxx
-M.
Subskrybuj:
Posty (Atom)